Anna Lewczuk: Zapewne nie wszyscy wstają o 5.55, więc nie mieli okazji Cię poznać. Kim jesteś Fryderyku?

Fryderyk Karzełek: Najchętniej mówię o sobie, że jestem przedsiębiorcą, ale też sprzedawcą, bo uwielbiam inspirować ludzi, przekonywać ich do czegoś.

To chyba niezbyt wdzięczny początek…

Większość osób ma złe skojarzenia z tym zawodem. W moim odczuciu jest odwrotnie – sprzedaż łączę ze wszystkim, co najlepsze. Wynika to z mojej nietypowej definicji sprzedaży.

Niektórzy eksperci mówią, że sprzedaż to pomaganie…

Sprzedaż to pomaganie ludziom w podjęciu decyzji, które uczynią ich życie lepszym. Na pewno słyszałaś, że pieniądze szczęścia nie dają, ale tylko małe. Jak mamy ich więcej, jest całkiem nieźle. Kiedy w młodości wyjechaliśmy z żoną do Niemiec, wystarczało nam tylko na rachunki. Nie czułem więc szczęścia i zacząłem rozglądać się za czymś, co mi je zapewni. W moim odczuciu miało to być m.in. więcej pieniędzy, które kojarzyły mi się z możliwościami, wyjazdami, dobrym i pięknym życiem.

Sprzedawców uważałem za ludzi natrętnych. Pewnego dnia, kiedy już wiedziałem, że muszę coś zmienić, przyjechał jeden z nich i zapytał: może zostaniesz sprzedawcą? Odpowiedziałem: po pierwsze – nie nadaję się do tego, po drugie – nie lubię, więc jak? Okazało się, że… sprzedał mi ten pomysł. Dzięki niemu radykalnie zmieniło się moje życie. Po 20 latach, kiedy wydałem pierwszą książkę, odnalazłem go w Niemczech, żeby mu podziękować.

Co sprzedawałeś wtedy, a co sprzedajesz teraz?

Jako doradca finansowy sprzedawałem produkty finansowe i poczucie bezpieczeństwa. Przekonywałem ludzi, żeby oszczędzali i inwestowali pieniądze, aby mieć ich więcej. Jednak w związku z tym, że ustawodawca zaczął ograniczać te działania, pomyślałem, że skoro koń zdechł, trzeba z niego zsiąść – to stare powiedzenie Indian z plemienia Dakota. Zsiadłem z niego i dziś sprzedaję ideę heksagonu, czyli szczęśliwego życia.

Jak się sprzedaje szczęście?

Przekonuję ludzi, aby żyli długo, mądrze, zdrowo i bogato. Codziennie o 5.55 rano w klubie 555 namawiam wszystkich, żeby planowali każdy dzień, czyniąc go wartym skatalogowania. Zachęcam, by wyznaczali sobie cele, szukali w sobie talentów. Pomagam im w podjęciu decyzji, że warto zamienić życie w arcydzieło.

Podczas jednego ze spotkań inspirowałeś klubowiczów, aby uczynili 2023 rok najlepszym w swoim życiu. Użyłeś pięknego sformułowania ,,alchemia umysłu”. Czujesz się alchemikiem, który szuka eliksiru na szczęście?

Może to dziwnie zabrzmi, ale autentycznie szukam sposobu na długowieczność. Odkryłem książkę „Jak długo żyć” Davida Sinclaira, światowego autorytetu w dziedzinie genetyki. Zdefiniował on starość jako chorobę, którą można leczyć. Ostatnio od 38‑letniego kolegi usłyszałem, że rozmawiając ze mną czuje, jakbym był jego rówieśnikiem. To jest właśnie alchemia umysłu! Mój mózg nie starzeje się jak u sześćdziesięciolatków, bo ciągle zmieniam myślenie na młode.

Można więc uznać, że znalazłeś receptę na młodość?

Tak, jeśli mówimy o stronie mentalnej, nad fizyczną ciągle pracuję. Nieustannie szukam sposobów, aby jak najdłużej utrzymać witalność.

Jednak dość wcześnie zacząłeś się starzeć. Opowiadałeś, że żona zwróciła Ci na to uwagę.

Miałem 30 lat, byliśmy kilka lat po ślubie, mieszkaliśmy w Niemczech. Wracałem po pracy, zjadałem zupę, chwytałem pilot lub siadałem przed komputerem. W pewnym momencie usłyszałem: nie jesteś już osobą, którą znałam. To faktycznie nie był już ten przebojowy i kreatywny Fryderyk, prowadzący klub studencki na Politechnice Śląskiej. Wtedy wszędzie mnie było pełno. Obawiam się, że ten stan dopada wielu mężczyzn. Jesteśmy pełni oczekiwań wobec życia, ale w końcu dosięga nas jego proza. Praca, kredyty, rodzina, rutyna…

Można pokusić się o twierdzenie, że – jak w przypadku wielu karier – za Twoją również stoi kobieta?

Nie demonizowałbym tego i nie lekceważył. Jeśli dwoje ludzi potrafi ze sobą współdziałać na zasadzie win‑win, są w stanie zrobić razem wszystko. Warunkiem jest dobra komunikacja. Partnerzy powinni ze sobą rozmawiać o tym, jak ma wyglądać ich wspólne życie, ale większość par tego nie robi. Coraz rzadziej jest tak, że on wraca po pracy do domu, a ona w milczeniu podaje mu obiad. Jednak jeśli on idzie na siłownię, ona na masaż, a po powrocie nadal ze sobą nie rozmawiają, pojawia się kłopot.

Problemy nie ominęły również mnie. Byłem w pięknym, długoletnim związku, za który jestem wdzięczny. Postanowiliśmy się jednak rozstać. Przestaliśmy rozmawiać, pojawiły się sytuacje, w których nie potrafiliśmy się wspierać. Kiedy wyruszyłem w samotną podróż do Santiago de Compostela i po trzech miesiącach nie czułem tęsknoty za domem, pomyślałem – coś jest nie tak. Dotarło do mnie, że czas na zmiany. Pogodziliśmy się z tym, że tak się zdarza i zostaliśmy przyjaciółmi.

Z jednej strony mamy Twoje idee – planowanie, dyscyplina, samodoskonalenie i czerpanie z życia. Z drugiej inne trendy: life balance, slow life i body positive. Osobom łączącym role partnera, rodzica, przedsiębiorcy, szefa mówi się: zwolnij, zaakceptuj siebie, jesteś wystarczający. Czy to się nie wyklucza?

Nie chodzi przecież o gonitwę, a świadome wejście na ścieżkę rozwoju. Koncentrujemy się zwykle na wybranych elementach życia na jego różnych etapach. Najpierw kształcimy się i zdobywamy pozycję. Potem bierzemy kredyt, budujemy wymarzony dom, tworzymy rodzinę. To wszystko jest oczywiście ważne. Jednak najważniejszą osobą jesteś ty, twoje zdrowie i sprawność umysłu. To pozwoli ci zadbać o wszystkie obszary heksagonu szczęścia, czyli zdrowie, pracę, relacje, finanse, czas dla siebie i rozwój osobisty.

Jako trener i mentor doradzasz w życiowych dylematach. Istnieje w tym zawodzie kodeks etycznego postępowania? Są obszary, których się nie dotyka w rozmowach?

Kieruję się uniwersalnymi wartościami. Z perspektywy faceta, który ma ponad 30 lat doświadczenia w biznesie i relacjach, pokazuję różne rozwiązania i ich konsekwencje. Czy dotyczy to decyzji prywatnych, czy biznesowych, człowiek powinien brać odpowiedzialność za swoje wybory. Szczęście jest dla ludzi odważnych, bo trzeba mieć odwagę, aby być szczęśliwym na swoich warunkach. Zawsze będziesz poddawana krytyce i osądowi. Choć wizerunek biznesowy jest ważny, kompletnie nie powinno nas interesować, co na temat naszego prywatnego życia sądzą inni. Trzeba jednak czuć różnicę pomiędzy byciem szczęśliwym a zadowolonym. Ludzie są zadowoleni, ale nieszczęśliwi.

A Ty powtarzasz, że jesteś szczęśliwy, ale niezadowolony.

Tak! (Śmiech) Jestem niezadowolony, bo nie spełniłem wielu marzeń z mojej listy. Nie umiem tańczyć bachaty i jeździć konno, ale jestem szczęśliwy, bo rozmawiamy przy dobrej kawie i mam pozytywną energię. Rozejrzyj się, ile jest wokół nieszczęśliwych osób. Mają pracę, której nie lubią, narzekają na brak pieniędzy i związek, który się dawno wypalił. Nie spełniają marzeń, bo ich nie mają. Są nastawieni na to, aby przetrwać do emerytury. Tacy ludzie myślą: w sumie jestem zadowolony, nie lubię swojej pracy, ale jest, mam nieidealne mieszkanie, ale jest, przecież jeżdżę raz w roku na wakacje all inclusive. Inni mają gorzej.

Wolimy porównywać się do tych, którym jest gorzej niż wziąć sprawy w swoje ręce?

Jeśli otaczamy się ludźmi, którzy mają gorzej, będą oni w nieświadomy sposób wywierać na nas wpływ. Kiedy doradzono mi, żebym został sprzedawcą, rozmawiałem o tym z kolegą. Usłyszałem: masz pracę, w której zarabiasz, nie znasz języka, taka zmiana to duże ryzyko, nie rób tego. Mówił to w trosce o mnie. Co by było, gdybym go wtedy posłuchał?

Pewnie byśmy dziś o tym nie rozmawiali.

Może czekałbym na emeryturę jak na zbawienie, ale dziś jestem nastawiony na radość życia. Wczoraj widziałem się z Anią Skurą, która uwielbia skydiving. Chciałbym z nią skoczyć ze spadochronem. Niedawno byłem na imprezie, gdzie ktoś chwycił gitarę i śpiewał piosenkę Dżemu pt. Wehikuł czasu. Pomyślałem, że nie potrzebuję takiego wehikułu, bo dziś jest mi najlepiej. Nie chcę cofać czasu, choć wszystko, co się wydarzyło, było mi potrzebne. Ludzie tęsknią za przeszłością, mówiąc: wtedy to były czasy, byliśmy młodzi. Ja nadal czuję się młody!

Wygodniej jest coś wspominać niż planować przyszłość.

Wracamy do przeszłości, bo to nie wymaga myślenia. Przywołujesz to, co już wiesz, więc mózg nie podejmuje wysiłku. Chcąc wykreować coś nowego, musisz się zastanowić, jak to zrobić. Stąd wzięła się idea najlepszego roku 2023. Tworzymy własną wizję, planujemy i mobilizujemy się, by krok po kroku ją wdrażać.

To idealny czas, żeby założyć ogród marzeń, o którym chętnie opowiadasz.

Możemy zasiać pod oknem maciejkę, bo pięknie pachnie. Rośliny jednoroczne są jak małe marzenia, możliwe do zrealizowania bez wielkich przygotowań. Zamiast spędzać kolejny weekend bez planu, umówmy się na masaż, zadzwońmy do starego przyjaciela, zaprośmy go do dobrej restauracji lub na kręgle. Kiedy zrealizujesz takie marzenie, mówisz: wow, było cudownie!

W ogrodach sadzimy też krzewy, jak porzeczka czy malina. Zanim skosztujemy ich owoców, minie więcej czasu. Marzysz o tym, żeby polecieć balonem nad Kapadocją, zobaczyć Ostatnią Wieczerzę lub odwiedzić Muzeum Historii Naturalnej w Londynie? Większość osób może sobie na to pozwolić, dlaczego więc tego nie robimy? Można zaplanować weekend w Mediolanie, obejrzeć jedną z największych katedr na świecie, spojrzeć z jej dachu na Alpy i wypić pyszną włoską kawę.

Są jeszcze wielkie marzenia, jak stare drzewa. Warto cieszyć się życiem. Trzeba tylko stworzyć swoją bucket list, czyli listę rzeczy, które chcielibyśmy zrobić w życiu i zacząć ją realizować. Od małych marzeń po te wielkie.

Wbrew pozorom nie jest to proste.

Musimy sobie zadać pytania: o czym marzę, a więc czego się chcę nauczyć, kim chcę być, co chcę przeżyć? Ale też co muszę zrobić, żeby te marzenia się spełniły? Jakiej wiedzy i kompetencji potrzebuję, jakie fundusze muszę zgromadzić? Możliwości są tysiące. Można się inspirować książką o stu rzeczach, które musisz zrobić zanim umrzesz, albo zadzwonić do przyjaciół i spytać ich o marzenia. Jeden marzy o wycieczce do Meksyku, inny o skoku ze spadochronem. Niestety, najczęściej ludzie opowiadają o tym, co chcieliby mieć. Dom, samochód…

I jak już to mają, nadal są nieszczęśliwi…

Często wspominam moją samotną wyprawę do Santiago de Compostela. Przez trzy miesiące szedłem z siedmiokilogramowym plecakiem i byłem niesamowicie szczęśliwy. Oczywiście, kiedy przemokłem i zobaczyłem samochód identyczny jak mój, marzyłem, żeby do niego wsiąść, ale zaraz pojawiały się nowe wrażenia, emocje, spotykani ludzie, więc szedłem dalej. Warto wypełniać dany nam czas czymś pięknym. Kiedy słyszę o cudownej symfonii aromatów, smaków i dźwięków w Marrakeszu, od razu chcę tego doświadczyć! Marzę też, aby spędzić noc na Saharze i popatrzeć na rozgwieżdżone niebo.

Którą z roślin w swoim ogrodzie marzeń podlewasz najdłużej?

Wejście na Kilimandżaro. Mówię o tym od 2004 roku, ale już postanowione, że w lutym idziemy!

A najbardziej kapryśna roślina?

Chyba była nią podróż do Santiago de Compostela. Warto było czekać, planować i być cierpliwym. Ta wyprawa przerosła moje oczekiwania. Nie ma to związku z religią czy wiarą. Wejście na szlak jest czystą duchowością, można zapomnieć o wszystkim. To było jak modlitwa i medytacja. Wszystkie związane z tym wydarzenia traktuję w kategoriach cudu.

Wracając do Twoich marzeń… ¿Hablas español?

To jeszcze czeka…

To też moje marzenie. Myślałam, że się zmobilizujemy i spróbujemy porozmawiać po hiszpańsku.

Mam przedtem kilka priorytetów. Przed wejściem na Kilimandżaro chcę schudnąć kilka kilogramów. Ogłosiłem to sobie i światu, bo nie zamierzam nieść zbędnego bagażu.

Czyli tym razem alchemia ciała…

Jeszcze o tym publicznie nie mówiłem, ale chcę wprowadzić na rynek autorski suplement diety typu anti-aging. Zbieg wydarzeń sprawił, że poznałem jednego z największych polskich producentów, który zadeklarował chęć współpracy. Zgłosiłem moje oczekiwania co do składu i wszystkie komponenty już przyleciały. Lada moment będę je testować. Jeden ze składników już zażywam i czuję, że mam energię. Chyba to widać?

Widać! Twoje energetyczne wystąpienia na Laboratorium Dobrej Marki to potwierdzają!

To składnik, który powoduje, że komórki i geny lepiej się regenerują.

Czy pomimo samodyscypliny z jakiej jesteś znany, są nawyki, których nie udało Ci się wdrożyć?

Jestem tylko człowiekiem. To problem większości ludzi! (śmiech)

Powiedzmy zatem głośno, że nawet Fryderykowi nie wszystko się udaje.

Kiedy ludziom coś nie wychodzi, zwykle od razu się poddają. Jestem zdania, że jeśli coś mi nie wychodzi teraz, nie oznacza to, że nie wyjdzie później. Próbuję jeszcze raz, czekając na właściwy moment. Akceptuję to, że wszechświat wie swoje. W niektórych kwestiach jestem całkowicie zdyscyplinowany, w innych nie. Dobre nawyki warto praktykować, ale czasami trzeba pozwolić sobie na słabość.

Z czym sobie jeszcze nie poradziłeś?

Po raz trzeci podchodzę do tego, żeby zrzucić 10 kilogramów, ale jestem pewny, że teraz już wyjdzie. Wbiłaś mi szpilkę po hiszpańsku – na to też zabrakło przestrzeni czasowej. Póki co porażka za porażką…

A chciałam zapytać, czy czujesz się człowiekiem sukcesu! (śmiech)

Oczywiście, że tak! (śmiech) Porażki to nic innego jak lekcje. Kamienie, które trzeba poukładać tak, żeby móc się po nich wspiąć wyżej. Byłoby nudno, gdybym miał na koncie same sukcesy.

Mimo to pracujesz nad tym, żeby uczynić ze swojego życia arcydzieło.

Człowiek sfrustrowany jest przekleństwem dla innych ludzi. Sztuka życia to sztuka myślenia, ale jak podejmiesz decyzję, że coś robisz, to już nie możesz zastanawiać się, czy decyzja jest słuszna. Wolimy jednak dla bezpieczeństwa pozostawać w stanie, w którym nic się nie zmienia. To najgorsza pułapka. Chcę być w ciągłym ruchu, zamiast leżeć na emeryturze i słuchać głosu w głowie, który mówi: zostań w ciepłym domu, że też ci się chce wychodzić na to zimno…

Do jakiego arcydzieła porównałbyś swoje dotychczasowe życie?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale przyszła mi do głowy zabawna historia o człowieku, którego przyłapano w Luwrze. Zapytany przez stróża co robi, wytłumaczył, że poprawia swój obraz. Zdegustowany strażnik odpowiedział: Ten obraz nie wymaga poprawy. Jest doskonały, inaczej nie wisiałby tutaj. U schyłku życia chciałbym popatrzeć wstecz i pomyśleć, że wszystko co mogłem, zrobiłem najlepiej. Mieć przekonanie, że wyczerpałem wszystkie swoje zasoby i nic bym nie poprawił. To byłoby piękne uczucie.

Życzę Ci pięknego nowego roku i dziękuję za wspólnie spędzony czas.

Fryderyk Karzełek

Fryderyk Karzełek
Przedsiębiorca, mentor, mówca, autor książek. Trener w takich obszarach jak rozwój osobisty, sprzedaż naturalna, komunikacja, przywództwo. Założyciel Klubu 555, którego celem jest inspirowanie Polaków do świadomego życia. Niekwestionowany mistrz samodyscypliny. Uważa, że w życiu najważniejszy jest balans w 6. obszarach Heksagonu Szczęścia.

Anna Lewczuk
Dziennikarka i redaktorka z kilkunastoletnim doświadczeniem, moderatorka eventów branżowych Laboratorium Dobrej Marki. Wierzy, że od każdego rozmówcy można się czegoś nauczyć. W wolnych chwilach przemierza ukochane Podlasie i biebrzańskie bagna, zatrzymując w kadrach wszystko, czym się zachwyci.