Wiele osób pracuje obecnie z domu. Dla części z nich to rozwiązanie chwilowe. Inni zdecydują się na to na stałe. Po okresie kryzysu zapewne rzadziej będziemy wynajmować biura, a częściej korzystać z pracy w kawiarniach, coworkingach i własnych domach. To powoduje już dziś potrzebę urządzenia wnętrza w sposób stymulujący nas do pracy.

Niemal każdy zauważył, że biureczka i toaletki, przy których siadaliśmy na chwilę, aby odpowiedzieć na kilka e‑maili, nie nadają się do pełnoetatowej pracy. Pozycja fakira na kanapie tym bardziej. Wiele osób zauważyło jednak jeszcze coś. Ich mieszkania i domy, delikatnie mówiąc, nie są piękne. Są niedokończone, czegoś im brakuje. Mieszkania, do których wpadaliśmy zjeść i się przespać, teraz stały się przestrzenią, gdzie jesteśmy stale i co do której mamy coraz większe oczekiwania. To jedna z dwóch przyczyn ożywienia na rynku sztuki.

Mimo pewnych utrudnień organizacyjnych, nabywamy przede wszystkim malarstwo, ale też inne dzieła sztuki, z przeznaczeniem do naszych salonów, korytarzy i sypialni. Chcemy, aby wnętrze stało się przyjazne, eleganckie i energetyczne. Obecnie wielu miłośników sztuki decyduje się na zakup prac większych, o bardziej dynamicznej kompozycji, ekspresyjnych czy po prostu kolorowych. Jeszcze kilka miesięcy temu znacznie częściej wybieraliśmy prace w stonowanej gamie barw, działające na nas medytacyjnie i relaksująco. Odpoczywaliśmy z nimi po męczącym dniu. Obecnie pracujemy w domu, gdzie liczymy na dawkę energii i kreatywnej inspiracji. Nie oznacza to, że zakupione dziś dzieła sztuki będą nas za kilka miesięcy denerwować. Przeciwnie, zżyjemy się z nimi i zaczniemy jeszcze bardziej je doceniać. Jednak obecna tendencja to wskazówka, że obrazy bardziej dobieramy do siebie i naszych potrzeb, niż do konkretnego wnętrza.

Drugi powód ożywienia na rynku sztuki to kwestia inwestycji. Czasy mamy kryzysowe, a w kryzysie dzieła sztuki stanowią najlepszą inwestycję i lokatę kapitału. Potwierdzeniem tego była zapaść ekonomiczna z lat 2008–2010, kiedy zachwiały się gospodarki wielu państw po upadku banków w USA. Wtedy na całym świecie, także w Polsce, obroty na rynku sztuki poszybowały w górę. Rozpędzonej maszyny nie dało się już zatrzymać. Na przełomie 2010/2011 nastąpiła lekka korekta cen, a potem obroty nadal rosły i rosną do dziś. Obecny kryzys jest inny, ale inwestowanie w sztukę to nadal najlepszy wybór, obok złota czy inwestycyjnych alkoholi. Giełda niedawno zaliczyła spektakularny krach, a choć obecnie nieco odbija się od dna, może być to tendencja chwilowa. Ceny zakupu na rynku nieruchomości na razie nie spadają, natomiast drastycznie spadły ceny najmu, bo zwyczajnie nie ma najemców. Posiadanie nieruchomości dla wielu inwestorów stało się dziś nie źródłem zarobku, a obciążenia finansowego. Szczególnie, kiedy zakup był realizowany przy pomocy kredytu.

Trzymanie pieniędzy w banku to absurd, bo depozyty, po uwzględnieniu inflacji, nie przynoszą żadnego zysku. Spadek wartości złotówki w stosunku do euro i dolara spowodował, że dla obcokrajowców tania polska sztuka stała się jeszcze dostępniejsza, więc napędzają oni rynek dodatkowo. Warto też zwrócić uwagę, że inflacja pozbawia nas dzień po dniu siły nabywczej posiadanego pieniądza, więc ulokowanie go w walorach, których wartość nie tylko nie spada, a stabilnie rośnie, jest dobrą decyzją.
W czasach kryzysu najlepiej na rynku sztuki sprzedają się prace wybitne. Inwestujemy w uznane nazwiska i dzieła niebudzące wątpliwości, co do jakości artystycznej. Nie oznacza to, że inwestycje na rynku sztuki to tylko opcja dla osób zamożnych. Inwestujemy w najlepsze dzieła w swoim segmencie: dobre obrazy z obszaru młodej sztuki, najciekawszych artystów średniego pokolenia, najlepsze dzieła klasyków nowoczesności czy wybitne przykłady sztuki dawnej. To oznacza, że zainwestować można w zasadzie kwotę o dowolnej wysokości, od kilku tysięcy do kilku milionów. Wzrasta też rola doradców. Szczególnie chcemy ustrzec się błędnych decyzji, więc w wyborze dzieł oczekujemy rekomendacji znawców. To zawsze dobre posunięcie, a teraz może nas zabezpieczyć.

Nie wszystkie branże przeżywają obecnie zapaść. Są takie, w których zarabia się niemało, znacznie więcej niż przed kryzysem: ubezpieczenia, rozwiązania informatyczne, import z Chin, e‑commerce czy e‑medycyna. Osoby osiągające znaczne dochody nie po to ciężko pracują, aby ich wynagrodzenie zjadła inflacja. Jedyna możliwość uniknięcia takiej sytuacji to inwestycje. Oczywiście sztuka to nie złoto. Czas potrzebny na sprzedaż sztabki złota to kilka minut. Wyjście z inwestycji w dzieło sztuki to okres dłuższy, ale mitem jest, że bardzo długi. Dobre dzieło sztuki, które kupiliśmy w rozsądnej cenie, jesteśmy w stanie sprzedać w ciągu kilku tygodni. To oczywiście nie jest natychmiastowy zwrot kapitału, ale… złota od kilku tygodni w Polsce kupić się nie da. Zasoby się wyczerpały.

Czytaj także: Sztuka w biurze, a biuro w domu

Agnieszka Gniotek właścicielka Galeria Xanadu

Agnieszka Gniotek
właścicielka Galerii Xanadu
www.galeriaxanadu.pl

Od 20 lat związana zawodowo ze sztuką, zaś od dekady z rynkiem sztuki. Jest historykiem i krytykiem sztuki, kuratorem wystaw, jurorem konkursów, a także wykładowcą w zakresie tematyki związanej z kolekcjonowaniem i rynkiem sztuki. Publikowała w takich mediach, jak: Art&Business, Puls Biznesu, Modern Art, Sztuka.pl, Private Banking, Cash Magazine.