Celowe i zaplanowane zamachy na dzieła sztuki zdarzały się wielokrotnie. Nie są też wymysłem naszych czasów. Co prowokuje ludzi do tak spektakularnych działań? Akty destrukcji wymagają wszak często skrupulatnych przygotowań i przemyślnej strategii.
Artystyczne ofiary ataków to zawsze arcydzieła, obiekty powszechnie znane, eksponowane w muzeach i wielbione przez miłośników sztuki. Do zamachów na nie dochodzi więc w muzeach, a każda taka sytuacja zostaje nagłośniona przez media. Szum wokół aktu wandalizmu jest główną przyczyną działania polityków, szaleńców i celebrytów.
W ostatnich czasach na polskim podwórku mieliśmy do czynienia z dwoma „zamachami” na sztukę. W 2000 r. aktor Daniel Olbrychski zmasakrował „szablą Kmicica” serię fotosów filmowych, będących dziełem Piotra Ulańskiego z cyklu „Naziści”. Wystawę eksponowano w warszawskiej Zachęcie. Nie przypadkiem działaniom aktora towarzyszyła ekipa telewizyjna. Aktorska szarża pokazała, że Olbrychski nie zrozumiał, a raczej nie chciał zrozumieć przekazu dzieła. Rozumiał za to doskonale, jak działają mechanizmy lansu.
W tym samym roku dwoje przedstawicieli prawicowego ugrupowania politycznego wtargnęło do Zachęty i zniszczyło rzeźbę „Dziewiąta godzina” Maurizio Cattelana. Przedstawiała papieża Jana Pawła II przygniecionego meteorytem. Poseł zdjął „kamień” z papieża, a posłanka kibicowała. Sprawa karna ruszyła dopiero 13 lat od wydarzenia, bo posła chronił immunitet. Do końca tłumaczył się brakiem zrozumienia dla zarzutów. Uważał, że skoro rzeźba przedstawiała Jana Pawła II, to jego czyn był właściwy. Prawdziwym celem ataku było utrwalenie się w pamięci rodaków za pomocą medialnego szumu. Cel się powiódł, skoro immunitet działał tyle czasu. Nazwisk nie wymieniam celowo. Najwyższą karą za wandalizm powinien być akt niepamięci.
Czytaj też: Coraz młodsi, coraz śmielsi
Sądowy finał miał też inny atak na sztukę o podłożu politycznym. W 1914 r., w National Gallery w Londynie, została zaatakowana nożem „Venus Rockeby” Velazqueza. Pocięcia obrazu dokonała sufrażystka Mary Richardson. Swoim działaniem chciała zwrócić uwagę na los przebywającej w więzieniu feministki Emily Pankhurst. Mary Richardson skazana została na 6 miesięcy więzienia. Był to najdłuższy wymiar kary, jakim dysponował sąd w przypadku zniszczenia dzieła sztuki. Polskie prawodawstwo pod tym względem jest bardziej postępowe. Posłowi, który zniszczył rzeźbę groziło do 5 lat pozbawienia wolności.
W Holandii nie głupota, a szaleństwo, było przyczyną jednego z najbardziej znanych zamachów na obraz. Warta miliony euro „Straż Nocna” jest najsilniejszym magnesem przyciągającym tysiące turystów do Rijksmuseum w Amsterdamie. W 1975 r. bezrobotny Holender Wilhelmus de Rijk rzucił się z nożem na płótno mistrza. Skutecznie. W wyniku ataku dzieło trafiło do renowacji, a sprawca czynu znalazł się w zakładzie psychiatrycznym, gdzie popełnił samobójstwo.
Ofiarą szaleńca padł też w 1959 r. „Upadek potępionych” Rubensa ze Starej Pinakoteki w Monachium. Obraz oblał kwasem solnym Walter Menzel. Uważał się za proroka i kierowały nim religijne objawienia. Na policję zgłosił się sam, pisał do mediów, w sądzie wygłaszał manifestacyjne tyrady, a w więzieniu napisał szaloną autobiografię.
Można postawić tezę, że wszystkie wyżej opisane przypadki zamachów w pewnym stopniu były sprowokowane przez samo dzieło sztuki. Atakowane były przede wszystkim obrazy kontrowersyjne, przedstawiające nagość lub skupiające uwagę „gwiazdy” kolekcji. Czy coś takiego możemy sobie wyobrazić w Polsce? Otóż tak. I to w kontekście dzieła artysty chyba najbardziej cenionego przez rodaków, a na pewno najbardziej znanego. Mowa oczywiście o Janie Matejko i „Bitwie pod Grunwaldem”.
Artysta sprzedał dzieło zaraz po jego powstaniu żydowskiemu bankierowi Dawidowi Rosenblumowi za niebagatelną kwotę, będącą ówcześnie równowartością ceny, jaką należałoby uiścić za stado 2500 krów. Następnie obraz wyruszył w swego rodzaju tournée po europejskich galeriach. Był pokazywany w Rosji, Francji oraz w Niemczech. W Berlinie wzbudził takie kontrowersje, że stał się przyczyną publicznych demonstracji. Były to pierwsze demonstracje z powodu dzieł sztuki na świecie!
Po powrocie z objazdu dzieło Matejki stało się dobrem narodowym i zostało zakupione do kolekcji muzealnej ze składek społecznych. Zaraz potem, w trakcie pokazu w Warszawie w 1885 r. stało się przedmiotem zamachu. Pewna kobieta oblała obraz naftą i próbowała go podpalić. Została aresztowana, dzieło na szczęście ocalało. Był to pierwszy zamach na „Bitwę pod Grunwaldem”, ale nie ostatni. W 1928 r. pewien szaleniec próbował pociąć obraz ciupagą. Poważnie go uszkodził i płótno wymagało skrupulatnej renowacji. Zamachowiec uznany został za szaleńca. Ta historia pokazuje, że czasy się zmieniają. Między ciupagą a szablą różnica niewielka. Daniela Olbrychskiego ciągle uważamy jednak za człowieka w pełni władz umysłowych.
Zamachów na sztukę dokonują także sami artyści. Wiele takich dramatów ma cichy przebieg. Rozgrywają się w zaciszu pracowni i często są nieodłącznym elementem twórczego procesu. Sztuka jest domeną silnych emocji. Nie są od nich wolni ani odbiorcy, ani artyści. Artyści też są sprawcami zniszczeń dokonywanych publicznie i przygotowanych z wielką pompą. Ostatnio głośnym przypadkiem było „samozniszczenie” dzieła Banksy’ego podczas licytacji. „Girl with Balloon” to obraz, na którym artysta odwzorował jeden ze swoich najpopularniejszych murali, czyli dziewczynkę wypuszczającą z dłoni balonik w kształcie serca. Dzieło to zostało sprzedane w domu aukcyjnym Sotheby’s za 1,1 mln funtów, czyli ponad 100 milionów złotych. W momencie przybicia transakcji młotkiem przez aukcjonera uruchomiła się zdalnie sterowana niszczarka, umieszczona w ramie. Na oczach publiczności płótno zostało pocięte na wąskie paski. Przybicie młotkiem oznacza zawarcie transakcji, zatem zniszczone dzieło stało się własnością nowego nabywcy. To nie koniec tej opowieści. Po trzech latach jego właścicielka uznała, że dzieło ma dodatkowe walory wynikające z tej historii. Wystawiła je ponownie na aukcji, zmieniając tytuł na „Love is in the Bin”. Do połowy pocięty obraz estymowano na kwotę 4–6 mln funtów. Ostatecznie po zaciętej licytacji został sprzedany za 18,58 mln funtów. Mądrze przygotowany zamach może być opłacalny.
W Polsce artyści również podnosili rękę na swoje dzieła, choć nie miało to tak korzystnych skutków finansowych. Do najbardziej znanych zamachów należy ten przeprowadzony przez Władysława Podkowińskiego. Ofiarą artysty padł „Szał uniesień” – obraz uważany za pierwsze polskie dzieło symboliczne. Odrestaurowano go dopiero po śmierci artysty. Akt przedstawiający nagą, rudowłosą kobietę na oszalałym karym koniu stającym dęba wystawiony został w warszawskiej Zachęcie w 1894 r. Wystawie towarzyszyła atmosfera sensacji i skandalu. W pierwszym dniu obraz obejrzało 1000 widzów, a przez cały okres trwania ekspozycji ponad 12 tys. osób. Przyniosło to galerii prawie 350 rubli dochodu. Mimo powodzenia wystawienniczego, obraz nie mógł znaleźć nabywcy. Najwyższa oferta zakupu wynosiła 3 tys. rubli, a Podkowiński żądał 10 tys. Czy to była przyczyna zamachu? Podkowiński rzucił się na obraz z nożem. Później, o przyczynach swojego czynu wypowiadał się niejasno.
Tak na marginesie… co jest z tą Zachętą? Wszystkie zamachy dzieją się tam. Nawet ten na prezydenta.
Zobacz też: Co jest modne na rynku sztuki?

Agnieszka Gniotek
właścicielka Galerii Xanadu
www.galeriaxanadu.pl
Od 20 lat związana zawodowo ze sztuką, zaś od dekady z rynkiem sztuki. Jest historykiem i krytykiem sztuki, kuratorem wystaw, jurorem konkursów, a także wykładowcą w zakresie tematyki związanej z kolekcjonowaniem i rynkiem sztuki. Publikowała w takich mediach, jak: Art&Business, Puls Biznesu, Modern Art, Sztuka.pl, Private Banking, Cash Magazine.