Czym jest ten kolekcjonowany i stale zyskujący na wartości design z PRL? Łatwiej powiedzieć, czym nie jest. Nie jest to każda rzecz wyprodukowana w tamtym okresie. Mimo że był to czas niedoborów, to jednak wytwarzano wiele przedmiotów użytkowych, których projekty były kiepskie, produkcja masowa, a jakość wykonania dramatycznie niska. Na nie popytu nie ma.

Cenimy natomiast przedmioty zaprojektowane przez znanych autorów, posiadające sygnatury fabryk, etykiety i tabliczki znamionowe. Dzięki nim poznajemy historię konkretnych modeli, ich koncepcji i projektów zdobniczych. Możemy te przedmioty zidentyfikować i cieszyć się ich pięknem w oparciu o obszerną literaturę przedmiotu, która powstała na przestrzeni ostatnich lat. To nie tylko książki dla historyków sztuki, a przede wszystkim publikacje popularyzatorskie, napisane prostym językiem, z wieloma zdjęciami i o wysokiej wartości merytorycznej. Popularyzacji tematu służy też internet. W mediach społecznościowych znajdziemy mnóstwo profili i grup, w których miłośnicy przedmiotów retro dzielą się wiedzą, kupują, sprzedają i wspierają się w identyfikacji konkretnych obiektów.

Jaki rodzaj przedmiotów jest najbardziej poszukiwany przez kolekcjonerów, miłośników designu i inwestorów? Przede wszystkim kluczowa jest ich wielkość. Nasze mieszkania, podobnie jak w okresie PRL, są coraz mniejsze. Poszukujemy więc mebli niewielkich, lekkich i finezyjnych. Do tego dodatków w postaci ceramiki, szkła, oświetlenia i tkanin.

Czytaj też: Czy sztuka to luksus?

Takie kryteria przyjmują miłośnicy designu, którzy chcą poprzez przedmioty retro dodać charakteru mieszkaniom. Kolekcjonerzy wypatrują znanych i opisanych modeli, sygnowanych przez cenionych projektantów. Inwestorzy podzielają pogląd pierwszej i drugiej grupy, ponieważ liczą, że którejś z nich – z czasem – sprzedadzą posiadane przedmioty.

Widoczna jest wysoka dbałość o stan zachowania obiektów. Te kolekcjonerskie nie powinny mieć wyszczerbień czy ubytków. Meble można poddać renowacji i często tak się robi, szczególnie na potrzeby wnętrzarskie. Natomiast w przypadku szkła i ceramiki renowacja w zasadzie nie jest możliwa. Tu wartość ma przedmiot w stanie idealnym.

Polski design z PRL spopularyzowały czasowe wystawy muzealne, takie jak „Chcemy być nowocześni” w Muzeum Narodowym w Warszawie czy „Szare w kolorze” w warszawskiej Zachęcie. W ślad za ich frekwencyjnym sukcesem przeorganizowano, uwypuklono i obszerniej wyeksponowano stałe pokazy takich obiektów w muzeach narodowych w Warszawie, Wrocławiu i Krakowie oraz w Muzeum Sztuk Użytkowych w Poznaniu. Jest skąd czerpać wzorce. Najpopularniejsze kolekcjonersko przedmioty odnajdziemy w ramach tych ekspozycji. To ceramika z Włocławka – tak zwane „pikasy”, figurki porcelanowe projektowane w IWP (Instytucie Wzornictwa Przemysłowego), serwisy z Ćmielowa, ceramika z Bogucic, Tułowic, Pruszkowa, czy niesamowite projekty z katowickiego Steatytu. Do tego specyficzne koncepcje kamionki z Łysej Góry i ceramiki z zakładów w Mirostowicach oraz Spółdzielni Białystok. Ze szkła uznaniem cieszy się produkcja hut w Ząbkowicach Śląskich oraz wazony, salaterki i patery z Hortensji, Julii czy Sudetów. Oczywiście też meble z FAMEGU czy platery z Resovii.

Zobacz też: Coraz młodsi, coraz śmielsi

Najbardziej poszukiwane są dzieła znanych projektantów. Tu lista jest naprawdę długa i zaczyna się od takich tuzów projektowania jak Roman Modzelewski, Teresa Kruszewska, Zbigniew Horbowy, Maria Chomentowska, Jan Sylwester i Eryka Drostowie, Józef Chierowski czy słynne z projektu meblościanki małżeństwa Kowalskich.

Jak widać, poruszanie się po świecie designu wymaga znacznej wiedzy. Coraz częściej na rynku antykwarycznym pojawiają się też falsyfikaty. Należy więc uważać. Mimo „wymagań”, jakim muszą sprostać zbieracze ceniący design z PRL, od strony finansowej ten obszar inwestowania jest bardzo atrakcyjny. Wystarczy popatrzeć na ceny. Przedmioty projektowane przez Zbigniewa Horbowego – wazony i patery – można obecnie kupić za 3000–6000 zł, wazon „Ananas” Jana Sylwestra Drosta wyprodukowany w Ząbkowicach to koszt ok. 4000 zł, figurka „Żubr” z Bogucic projektu Mieczysława Naruszewicza wyceniana jest na 1000 zł, a „Osiołek” tego samego projektanta z Ćmielowa za niewiele mniej, bo 700 zł. Jak już jesteśmy przy Ćmielowie to wazony zaprojektowane dla tej fabryki przez Zofię Przybyszewską to wydatek ok. 3000–4000 zł. Moda na design z PRL przywraca też zainteresowanie tkaniną, która już od dawna nie cieszy się specjalną uwagą kolekcjonerów. Niemniej projekty kilimów z IWP wróciły do łask. Za kilim „Tulipan” projektu Aleksandry Michalak‑Lewińskiej należy zapłacić minimum 1000 zł. Przytoczone ceny wybrałam zupełnie losowo, aby pokazać zjawisko. Oczywiście nie tylko pieniądze motywują miłośników designu. Często potencjalny zysk ma tu najmniejsze znaczenie. Co więc powoduje, że design cieszy się taką popularnością dziś, a śmiem twierdzić, że nie przestanie się nią cieszyć w kolejnych dekadach. Tych powodów jest kilka.

Czytaj także: Co jest modne na rynku sztuki?

Po pierwsze – to zbieranie przedmiotów niewielkich rozmiarów. Na początku kolekcjonerskiej pasji wydaje się nam, że to przestrzennie bezpieczne hobby, do zrealizowania w małym mieszkaniu. Z czasem, kiedy temat naprawdę wciągnie zbieracza, przestaje być to prawdą, a w domu i wynajętym magazynie piętrzą się pudła z serwisami. Na początek jednak przestrzeń na regale wystarcza.

Po drugie – często pasja zaczyna się od zidentyfikowania autora projektu i wytwórni wazonu, który znaleźliśmy w kredensie babci. Nie bez znaczenia jest podejście detektywistyczne, które wielu z nas zwyczajnie lubi. Chodzi o tropienie ciekawych przedmiotów na targach i ryneczkach (często o zabójczo wczesnej porze, jeśli faktycznie chce się coś upolować) i śledzenie ofert w internecie. Obecnie trafić na rarytas jest już bardzo trudno, ale przeglądanie kolejnych stron portali aukcyjnych wciąga z ogromną siłą. Liczy się też niski finansowy próg wejścia w inwestycję w przypadku pojedynczego przedmiotu. Kilkadziesiąt czy kilkaset złotych łatwiej wygospodarować z budżetu niż kilka tysięcy na obraz czy kilkadziesiąt na zegarek.

Na koniec – sama procedura zdobywania wiedzy jest niezwykle emocjonująca. Wielu kolekcjonerów podkreśla, że w ich zbieractwie najważniejsza jest właśnie nauka, dociekliwe tropienie informacji i dzielenie się nimi z innymi miłośnikami designu.

To też Cię zainteresuje: Gen kolekcjonowania

Agnieszka Gniotek właścicielka Galeria Xanadu

Agnieszka Gniotek
właścicielka Galerii Xanadu
www.galeriaxanadu.pl

Od 20 lat związana zawodowo ze sztuką, zaś od dekady z rynkiem sztuki. Jest historykiem i krytykiem sztuki, kuratorem wystaw, jurorem konkursów, a także wykładowcą w zakresie tematyki związanej z kolekcjonowaniem i rynkiem sztuki. Publikowała w takich mediach, jak: Art&Business, Puls Biznesu, Modern Art, Sztuka.pl, Private Banking, Cash Magazine.