Simon 55

Największe zmiany na rynku sztuki przyniosła pandemia. Gdy rządzący zamknęli galerie i muzea, poczuliśmy ich brak. Nie doświadczyliśmy tego wcześniej, a wizytę w galerii traktowaliśmy często jak bieżączkę dnia codziennego. W efekcie, ponad połowa Polaków w muzeum czy galerii nie była nigdy. Kiedy przywilej obcowania ze sztuką nam odebrano, po usunięciu zakazu pod muzeami pojawiły się kolejki. Nieważne, że wynikały przede wszystkim z ograniczeń ilości osób wpuszczanych na wystawy. Media pokazały kolejki pod muzeami! To się liczyło. Muzea stały się modne, a przynajmniej modniejsze.

Pandemia uwięziła nas w domach. Sprawiła, że zwróciliśmy uwagę na nasze wnętrza i… ruszyliśmy gremialnie do marketów budowlanych. O dziwo, ruszyliśmy też do galerii sztuki. Okazało się to bardzo łatwe. Rynek sztuki przeszedł cyfryzację niemal dekadę wcześniej, choć mało kto o tym wiedział. Licytacje on‑line, konsultacje w postaci wideokonferencji czy modele wystaw 3D pozwalające oglądać je na ekranie komputera, to codzienność rynku sztuki. Przed pandemią z tych udogodnień korzystała głównie zagraniczna Polonia. Od początku pandemii klikamy w sztukę wszyscy i klikać już nie przestaniemy. Cenimy wygodę i oszczędność czasu, nawet kosztem doznań.

Udział w aukcjach, szczególnie aukcjach prac młodych artystów z niskimi cenami wywoławczymi, okazał się prosty i ekscytujący. Zniwelowano jedną z największych obiekcji debiutujących miłośników sztuki. Wielu z nich ma obawy przed przyjściem do galerii. Myślą, że nie są dość kompetentni i nie znają się na historii sztuki, wątpią w swój gust i nie czują się na siłach, by bronić swoich poglądów estetycznych. Obawiają się także, że mogą wejść do galerii, w której ich portfel okaże się „za cienki”. Krąży stereotyp, że na sztuce trzeba się znać i stać na nią nielicznych, w czym utwierdzają nas media stale piszące o rekordach aukcyjnych. Słowem – sztuka jest elitarna i nie dla każdego.

W pandemii wszystko się zmieniło! Sztuka, choć nadal elitarna, stała się dostępna jednym kliknięciem. Domy aukcyjne miały wtedy jedną silną konkurencję: Netflix. Kupowanie sztuki przez chwilę było rozrywką. Poza tym, na stronach internetowych dobrych galerii pojawiły się ceny, przed pandemią ujawniane rzadko. Ceny uświadomiły wielu materialną dostępność sztuki.

Czytaj też: Czy sztuka to luksus?

Czy to dobrze? Każdy kij ma dwa końce. Fantastycznie, że poczuliśmy potrzebę obcowania ze sztuką i przekonaliśmy się, jak łatwo ją zaspokoić. Jednak wiele osób kupujących dzieła sztuki na aukcjach, po raz pierwszy „sztukę na żywo” zobaczyło wyjmując ją z przesyłki od domu aukcyjnego. Ci debiutujący miłośnicy sztuki nie wiedzieli wcześniej o sztuce zbyt wiele, a o sobie wobec sztuki – o swoich emocjach i doznaniach – wiedzieli zgoła nic. W efekcie popularność na rynku zdobyła wyrażana w realnych pieniądzach sztuka kolorowa, krzykliwa, kiczowata. Takie obrazy, szczególnie autorstwa młodych twórców, bez dorobku czy nawet amatorów, sprzedawane były za znaczne kwoty. Na aukcjach, gdy emocje brały górę, często były to kwoty absurdalne, zbliżone do cen wybitnych dzieł klasyków nowoczesności. Pogląd, że sztuka jest dobrą inwestycją spowodował bezrefleksyjne wydawanie pieniędzy przez ludzi siedzących w domach, rezygnujących z wakacji, restauracji, nowych ciuchów. Jest bezspornym faktem, że sztuka to dobra inwestycja. Jednak nie każda sztuka. Tak samo, jak nie każdy zegarek to Rolex.

Zobacz także: Coraz młodsi, coraz śmielsi

Czy bańka spekulacyjna pękła? Nie do końca. Widać liczne spękania, a rynek nie jest już tak rozgrzany, jak rok temu. Jednak rynek sztuki to wyjątkowo antykruchy obszar, odporny na kryzysy i recesje. Sztuka kupowana jest nadal, a rekordy aukcyjne padają non stop. Niemniej wydajemy pieniądze rozważniej. Mamy świadomość rosnącej inflacji. Rozumiemy, że posiadając nadwyżki kapitałowe powinniśmy zarabiać dziś i wydawać jutro, by inflacja nie „zjadła” nam funduszy. Kupujemy więc sztukę chętnie, zwłaszcza że łatwo ją przekazać w darowiźnie czy sprzedać bez opakowywania w terminie 6 miesięcy od daty zakupu. Jesteśmy jednak mniej emocjonalni. Częściej zdajemy sobie sprawę, że warto korzystać z dobrych doradców i poświęcić czas na zrozumienie reguł rynku sztuki. Kupujemy malarstwo i rzeźbę nie tylko do ozdoby mieszkań i biur, ale też z myślą o ochronie wartości pieniądza w czasie. Stąd korekta cen w obszarze sztuki młodych artystów i mniej w tym segmencie irracjonalnych rekordów aukcyjnych.

Niesłabnącym popytem cieszy się, i nie przestanie się cieszyć przez kolejne lata, sztuka nestorów polskiej sceny artystycznej, nieżyjących już klasyków czy sztuka dawna o klasie muzealnej. Zależnie od budżetu kupujemy najlepsze prace artystów w danym segmencie. Żyjących nestorów za kilka czy kilkanaście tysięcy złotych, nieżyjących klasyków za kilkadziesiąt, a Fangora, Malczewskiego, Matejkę czy Abakanowicz – za kilka milionów.

To też Cię zainteresuje: Fala designerskiej nostalgii narasta. Moda na design z PRL

Agnieszka Gniotek właścicielka Galeria Xanadu

Agnieszka Gniotek
właścicielka Galerii Xanadu
www.galeriaxanadu.pl

Od 20 lat związana zawodowo ze sztuką, zaś od dekady z rynkiem sztuki. Jest historykiem i krytykiem sztuki, kuratorem wystaw, jurorem konkursów, a także wykładowcą w zakresie tematyki związanej z kolekcjonowaniem i rynkiem sztuki. Publikowała w takich mediach, jak: Art&Business, Puls Biznesu, Modern Art, Sztuka.pl, Private Banking, Cash Magazine.